30 marca 2012

David Gilmour - Live in Gdańsk

David Gilmour to chyba jeden z tych artystów, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Wieloletni lider zespołu Pink Floyd ma zarówno swoich wiernych fanów jak i tych, którzy uważają, że to miano powinno należeć do Rogera Watersa. Ja mogę tu jedynie powiedzieć, że dla mnie to Gilmour dodał wspaniałego tchnienia w muzykę kapeli i mogę się całkowicie zgodzić z zasłyszanym gdzieś stwierdzeniem "Syd Barrett stworzył Pink Floyd ale to David Gilmour sprawił, że stali się niesamowici." Jednak tym razem nie o Pink Floyd a o jednym z solowych albumów Davida.

Live in Gdańsk jest zapisem koncertu Davida Gilmoura który obył się 26 sierpnia 2006 roku w Stoczni Gdańskiej z okazji obchodów 26lecia Solidarności. Jubileuszowe koncerty odbywały się w latach 2005-2010 pod hasłem Przestrzeń Wolności.

Sam fakt iż jest to zapis koncertu czyni ten album wyjątkowym. Uważam, że albumy koncertowe są przepełnione atmosferą jaka panowała podczas występu, są naszpikowane emocjami zarówno artysty jak i publiczności. Wszystkie nagrania studyjne przy nich wydają mi się być płaskie i jakieś takie mdłe.

Przejdźmy jednak do sedna. Do treści. Nie chcę tu dokładnie omawiać każdego z utworów. Myślę, że każdy będzie miał swoją indywidualną interpretację i każdy w inny sposób odnajdzie w nich pewną fantastyczność. Pierwsza część albumu to utwory w większości pochodzące z solowego wydawnictwa Davida "On an Insland". O ile początkowy utwór Breathe jest dla mnie utworem dość neutralnym, tak kolejny  Time doskonale wprowadza mnie w atmosferę koncertu jak i również przenosi na jakąś nieznaną mi, jednak wspaniałą wyspę. Jest to piosenka wyjątkowa także w inny sposób. Jako jedyna została skomponowana przez wszystkich członków Pink Floyd i w ich zamyśle mówi o przemijaniu i powolnym acz nieuniknionym zbliżaniu się do śmierci.

Kolejnym utworem jest instrumentalne Castellorizon. I w tym momencie zaczyna się moim zdaniem najlepsze. Wrażliwe ucho usłyszy coś więcej. W tle akompaniuje także 38 osobowa Orkiestra Filharmonii Bałtyckiej pod batutą samego Zbigniewa Preisnera. Dla mnie ma to szczególne znacznie ponieważ uwielbiam muzykę symfoniczną i wszelkie dźwięki instrumentów smyczkowych (tak licznie tu występujące) są niczym miód dla mych uszu. W kolejnym utworze On an Insland odnajduję cudowne dźwięki początków chłodnego już sierpniowego wieczoru a w solówce Davida także jakiś taki żal, że mnie tam nie było. A dalej... dalej jest już ciągle magicznie.

Druga część płyty, to już dobrze znane utwory Pink Floyd. Jak zwykle niesamowite Shine On You Crazy Diamond, Astronomy Domine. Dalej Fat Old Sun - mój ulubiony utwór podczas jazdy samochodem. Kojarzy mi się ze spokojnym wieczorem i widokami z Autostradowej Obwodnicy Wrocławia. Za każdym razem jak tamtędy jadę puszczam ten utwór. Delikatna linia melodyczna, lekko zachrypnięty już głos Davida a  na koniec wspaniała gitarowa solówka. A po niej... High Hopes w najlepszym wykonaniu jakie kiedykolwiek się wydarzyło. Lepszego nie było ani wcześniej, ani później, ani już chyba nie będzie. W tle bardzo wyraźnie słychać orkiestrę, piękny tekst, piękne wykonanie i magiczna solówka. Początkowo wykonana na elektrycznej gitarze hawajskiej by następnie sprytnie zamienić ją na zwykłego akustyka. To własnie ta druga, akustyczna część solówki przenosi słuchacza w niesamowite miejsce, prawie do nieba.

I tak powoli zbliżamy się do końca. Atmosferę wieczoru nieco "przeciąga" długie (25 minut), wspaniałe Echoes. A później już tylko 3 znane hity. Wspaniałe wykonanie Wish You Were Here podczas którego do głowy przychodzi mi zawsze myśl "Wish I was there...." i A Great Day For Freedom. A na sam koniec przychodzi do nas już tylko cudowne odrętwienie czyli Comfortably Numb.


Cały album uważam za cudowny. Także ze względu na to, że dostałam go od swoich przyjaciół na 25 urodziny. Bo zauważyli, że na Facebooku zaczęło się pojawiać więcej linków do Gilmoura.

Album polecam absolutnie każdemu. Wiernym fanom Pink Floyd, tym, którzy znają jedynie popularne High Hopes jak i tym, którzy o kapeli i Davidzie Gilmourze nie wiedzą nic.

Moja ocena: 10/10 absolutne mistrzostwo.

I dla zainteresowanych... Pełna wersja koncertu na Youtube:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz